w niej z każdym dniem uczuć.
Może to wszystko stało się zbyt szybko, zbyt gwałtownie? Chyba tak. Ale stało się. Naprawdę. Walczyły w niej sprzeczne emocje. Z jednej strony chciałaby, by Tanner był teraz przy niej, z drugiej była przekonana, że wolałaby już nigdy w życiu go nie zobaczyć. - Shey? Objawił się przed nią nieoczekiwanie. Czyżby anioł stróż odczytał jej myśli? - Właśnie myślałem o tobie - powiedział z uśmiechem. Już miała się przyznać do tego samego, ale zamilkła, słysząc jego słowa. - Czy jutro będziesz mogła wziąć sobie wolny wieczór? Poprosić Shelly czy tę studentkę, by któraś cię zastąpiła? - Ale po co? - Bo mam pewne plany. - Jeśli chodzi o... - Teraz mu powie. Od razu, nie czekając na sposobny moment. Jedyny plan, jaki powinien natychmiast wcielić w życie, to plan powrotu do domu. Tanner stał, nie odrywając od niej oczu i czekając na odpowiedź. Nie mogła się zdobyć, by wydusić z siebie to, co powinna powiedzieć. Jutro. Jutro mu powie. Jeszcze tylko ten jeden wspólny wieczór. Potem oświadczy mu, by wracał do siebie. - No to jak? - zagadnął. - Na pewno nie będzie z tym problemu. A zdradzisz mi, co będziemy robić? -Nie. Ale jeśli przestaniesz się tak denerwować i uśmiechniesz się da mnie, postawię ci lody. Wiedziała, że nie powinna tego robić, jednak uśmiechnęła się. Było jej lekko na duszy jak nigdy. - No dobrze. Sztama? Tanner wyciągnął rękę. - Sztama. Uścisnęła jego dłoń i od razu poczuła, jak po jej ciele przebiega znajomy dreszcz. Tak było za każdym razem. W końcu znalazła mężczyznę, którego była w stanie kochać, ale dla dobra obojga musi go odepchnąć. ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY - No i jak? Wszystko przygotowane? - Tanner pytająco popatrzył na Emila. Siedział przy stoliku w „Monarch" i nie mógł się doczekać, kiedy Shey skończy pracę i będzie mogła wyjść. Przez całe lata był przekonany, że doskonale radzi sobie z kobietami. Rzeczywiście tak było i nadal jest. Tylko nie z Shey. Na niej nic nie robiło wrażenia, nic jej nie poruszało. Choćby wyszedł ze skóry, Shey pozostawała nieugięta. I nie dawała mu żadnej nadziei. Nie miał pojęcia, jak do niej dotrzeć, czym ją ująć. Starał się, ale bez pewności, czy strzela w dobrym kierunku. Działał na oślep. - Wszystko przygotowane zgodnie z życzeniem - uspokajającym tonem powiedział Emil. Zwracał się do księcia łagodnie i cicho, jak do człowieka ogarniętego szaleństwem.