- Nie wiedziałem, że to takie pilne - odparł ze zdziwieniem.
- Wcale nie pilne. - Na pewno? Nie odpowiedziała. - No dobrze - poddał się, nie chcąc zbyt mocno jej prowokować. - Mówiłaś, że jednym z czynników jest stabilność. A inne? - Korzyści płynące z oddziaływania męskiego wzorca. - Czyli ze mnie? - Roześmiał się ironicznie. - Jasne. - Miały przecież własnego ojca. - Ale on nie żyje. - Żył jednak dostatecznie długo, by stać się dla nich wzorcem. Dobry, kochający tatuś, którego uwielbiały. Znów nie odpowiedziała. - Przecież to prawda, może nie? - nalegał, zbity z tropu jej milczeniem. - To, że go uwielbiały - owszem. - Zawahała się lekko i zdawała się nasłuchiwać. Po chwili wstała i zamknęła starannie drzwi. - Richard bynajmniej nie był taki święty, za jakiego go uważasz. Matthew miał dziwne, niemal fizyczne wrażenie, jakby coś zatrzęsło się w posadach. -A jaki był? Sylwia nie śpieszyła się z odpowiedzią. - Chyba... nie przepadał za kobietami. - I widząc jego minę szybko dodała: - Nie, nie chodzi o orientację seksualną, mam na myśli coś znacznie bardziej fundamentalnego. - Uśmiechnęła się leciutko. - Ty, Matthew, generalnie lubisz kobiety. Lubisz i szanujesz. - Bez wątpienia. - A Richard nie. Matthew osłupiał. 172 - Miałem wrażenie... - I to jest właściwe słowo - przerwała mu. - Richard umiał sprawiać wrażenie, że jest krańcowo inny niż w rzeczywistości. Szczególnie wobec córek. Dla nich stroił się w najpiękniejsze piórka, no ale też miał w nich zaprzysięgłe wielbicielki, coś w rodzaju miniaturowej publiczności. - Zakładałem, że miał potężne ego, ale przy jego niezwykłym talencie... Te dwie cechy często idą w parze. - Podobają ci się jego prace? - Matthew zastanawiał się przez chwilę. - Niektóre. Bardziej te lżejszego kalibru niż mniej komercyjne. - Masz na myśli krowę Astrid jako kontrast do tych pseudo-Blake'ów? Zdziwił go cierpki ton jej słów. - Myślałem, że lubisz jego obrazy. - Czy chociaż raz to powiedziałam? Próbował sobie przypomnieć. - Może i nie. Ale taki pogląd przeważał w całej rodzinie: Richard Walters, prawie geniusz. Sylwia wzruszyła ramionami. - Może rzeczywiście stosowałam się do „obowiązującej linii", zwłaszcza po jego śmierci. Dziewczynki były wyjątkowo drażliwe na punkcie ojca, Karo, zresztą, także. - Starała się mówić cicho. - Ale faktem jest, że większość jego prac uważam za mierne i pretensjonalne.