Diazie. Myśli, że to był fałszywy trop.
True milczał przez chwilę, a potem przeklął paskudnie. - Ona spotkała się z Diazem, ty idiotko! Widziano ich razem w zeszłym miesiącu w Juarez! Susanna poczuła, jak krew tężeje jej w żyłach. - Okłamała mnie? - Jeżeli zaprzeczyła, że cokolwiek o nim wie, to tak. - Ale... dlaczego? Jesteśmy przyjaciółkami od lat. Gallagher parsknął głośno. Przyjaciółkami? Boże, uchroń mnie od przyjaciół takich jak Susanna Kosper. an43 323 - Może cię podejrzewa - syknął. - Może Diaz jest już bliżej, niż nam się wydaje. Tym razem nie zdążył sam przerwać połączenia: Susanna rzuciła słuchawką i spojrzała na telefon jak na jadowitego węża. Zawsze myślała, że Milla - będąc w gruncie rzeczy uroczą osobą -jest przy tym niezwykle naiwna. Tymczasem... Czy to nie ona sama dała się przerobić? Czy Milla celowo się nią bawi? Gdzieś wewnątrz czuła narastającą falę paniki. Za długo pracowała, by teraz pozwolić wszystkiemu nagle się rozlecieć. Musiała coś zrobić, i to szybko. an43 324 -22- Diaz wszedł do zadymionej knajpy i szybko znalazł sobie miejsce pod ścianą, w cieniu, skąd mógł obserwować wchodzących i wychodzących gości. W pomieszczeniu dudniła głośna muzyka, na metalowych stołach roiło się od pustych butelek, a za kibel służyła beczka w dalekim, ciemnym kącie. Dwie prostytutki miały dziś pracowitą noc. Meksykańscy farmerzy i rybacy bawili się świetnie, śpiewając chórem ludowe piosenki, wznosząc niezliczone toasty, przepijając do siebie, zamawiając kolejne flaszki. Miejscowy cantinero, czyli właściciel knajpy i barman w jednym, wyglądał na takiego, co trzyma nabitego obrzyna pod barem. Z drugiej strony - radosny, biesiadny nastrój panujący w jego spelunie wskazywał na to, że raczej rzadko używa się tu broni. Wytropienie Enrique Guerrero wymagało wiele czasu i cierpliwości. Diaz ścigał go chyba przez pół Meksyku. Ostatecznie namierzył małego skurwiela w portowym mieście Veracruz, w tejże właśnie zatłoczonej, śmierdzącej knajpie, gdzie facet czuł się bezpiecznie w otoczeniu wszystkich swoich compadres. Wcześniej prawdopodobnie ostrzegła go Lola albo kumple z Matamoros. Enrique uciekł. Czemu miałby robić coś takiego? Najwyraźniej miał coś do ukrycia. Obserwując faceta, Diaz przekonał się, że naprawdę było co kryć. Enrique należał do tych cichych, małych, śmierdzących gnojków, którzy nie spuszczają oka z ludzi wokoło - po czym wybierają tych najbardziej pijanych i uwalniają ich an43 325 od nadmiaru gotówki. Nie było to nic specjalnie trudnego: w szarej od dymu spelunce panował półmrok, poza tym pito tu naprawdę dużo.